niedziela, 11 listopada 2018

Jedynki pod lupą #28

W październiku nakładem wydawnictwa Image Comics pojawiło się aż siedem komiksów z jedynkami na okładkach. Trochę wydatków i czytania było przede mną, ale jednak udało się wyrobić na obiecaną datę. W rozwinięciu posta znajdziecie moje krótkie opinie na temat niemal każdej z opublikowanych nowości (ostatecznie jedną odpuściłem), a ja zachęcam Was do dzielenia się swoimi opiniami w komentarzach.
"Blackbird #1" (Sam Humphries/Jen Bartel)
Nina jest osobą, która od dziesięciu lat wierzy bezgranicznie w istnienie magii. Poświęciła temu całe swoje życie i pewnie dlatego wszyscy uważają ją za wariatkę, a na utrzymanie musi pracować jako barmanka. Sęk w tym, że Nina ma absolutną rację i w końcu zwraca ona na siebie uwagę osób, które na co dzień parają się najprawdziwszą magią. Sam Humphries to autor, który dał nam w Marvelu i DC liczne przykłady na to, by nie ufać komiksom z jego nazwiskiem na okładce. Tymczasem debiut w Image tegoż autora - miniseria "Citizen Jack" - okazał się nadzwyczaj udany. Tyle tylko, że tamten komiks potrafił zainteresować już po pierwszym numerze, czego o "Blackbird" powiedzieć niestety nie mogę. Estetycznie i tematycznie tytuł mocno kojarzy się z "The Wicked + The Divine" i jest to chyba jego największa zaleta. Oprócz tego mamy tu do czynienia z raczej standardową opowieścią, która mnie przynajmniej nie zachęciła do tego, by dać jej kolejną szansę. Nina nie oczarowała, drugi plan mocno nijaki, a same wysiłki rysowniczki to jednak odrobinę za mało. Odpuszczam.

"Dead Rabbit #1" (Gerry Duggan/John McCrea)
Gerry Duggan to kolejny twórca, który zupełnie inną formę pokazuje w Marvelu, a inaczej prezentuje się przy projektach autorskich. W Domu Pomysłów przez lata osiadł na stołku scenarzysty Deadpoola i chociaż nie odwalał takiego szamba jak jego poprzednik, to jednak trudno tu mówić o tym, by pisał historie zapadające na długo w pamięci. Jego tytuły z Image, a więc "Analog" oraz debiutujące w październiku "Dead Rabbit" też nie są komiksami aspirującymi do miana nagród wszelakich, ale za to przynajmniej nie można o nich powiedzieć, by stały na średnim poziomie. Tym razem otrzymujemy historię zamaskowanego złodzieja okradającego innych, nieuczciwych ludzi, którego okoliczności zmuszają do powrotu do działalności. Nie ma w tym komiksie szczególnie dużo oryginalności i jestem pewien, że podobne historie czytaliście już niejednokrotnie. Ale w zamian dostajemy porządny poziom, interesującego bohatera i bardzo dobre rysunki McCrei. Dla mnie to jednak odrobinę za mało i raczej nie skuszę się na wydanie zbiorcze, lae dla pewności sięgnę jeszcze po kolejny numer.

"Errand Boys #1" (D. J. Kirkbride/Nikos Koutsis)
Tutaj z kolei mamy do czynienia z bardzo pozytywnym zaskoczeniem. Jace to trzydziestoletni złodziej o raczej kiepskiej reputacji. Nie najlepiej wykonuje swoją pracę, więc i nie zgarnia za nią kokosów. Ledwo wiążąc koniec z końcem, mężczyzna otrzymuje kolejne, trudne obowiązki - prawna opieka nad jego przyrodnim bratem. Chcąc czy też nie, młody i naiwny Tawnk staje się nowym wspólnikiem Jace'a. Wrażenia z pierwszych kilku stron nie były jakoś szczególnie mocno pozytywne - "Errand Boys" wygląda pod względem graficznym jak komiks żywcem wyciągnięty z lat dziewięćdziesiątych i to odczucie towarzyszyło mi do samego końca lektury. Na szczęście mało znany mi scenarzysta D. J. Kirkbride pociągnął temat w sympatyczny sposób, chociaż komiksu na pewno nie powinno się posądzać o nadmiar oryginalności. "Errand Boys" na razie zapowiada się jako akcyjniak z mocnym udziałem sekwencji komediowych i jako taki może się podobać. Jednakże nawet w październiku Image opublikowało znacznie lepszy komiks w zbliżonych klimatach.

"Exorsisters #1" (Ian Boothby/Gisele Laglace)
Bardzo pozytywne zaskoczenie. Komiks opowiada o dwóch siostrach o imionach Kate oraz Cate, które zajmują się wyjaśnianiem zjawisk paranormalnych. To znaczy, one nie są tak do końca spokrewnione, ale nie uprzedzajmy faktów. W pierwszym numerze ich własnej serii zajmują się sprawą narzeczonego pewnej dziewczyny, który został porwany przez demony dosłownie sprzed ołtarza. Czy kryje się za tym jakaś grubsza intryga? Ian Boothby to kolejny twórca, którego dorobek kompletnie nie jest mi znany. Dowiedziałem się jednak, że był swego czasu nominowany do nagrody Eisnera i swoją statuetkę zdobył. To mnie nieco uspokoiło i dobrze się stało, bo seria "Exorsisters" zaskoczyła. Spodziewałem się czegoś raczej skierowanego dla dziewcząt, z elementami magii w tle. Tymczasem bawiłem się znakomicie - komiks jest przezabawny (zwłaszcza wizyta bohaterek w piekle), świat w nim przedstawiony zbudowano co najmniej poprawnie, cliffhanger zaskakuje, a zarysowujący się grubszy wątek wypada interesująco. Graficznie nie są to do końca moje klimaty, ale i tak rozpoczęcie serii wypada bardzo obiecująco. Wpisuję tytuł ten na listę zakupów w formie TP.

"Infinite Dark #1" (Ryan Cady/Andrea Mutti)
Ewidentnie brakuje nam dobrych komiksów science-fiction, których autorzy starają się albo opowiedzieć coś nowego lub dobrze wykorzystują znane rozwiązania. Ryan Cady tego trendu raczej nie odmieni, ponieważ fabuła pierwszego numeru "Infinite Dark" już po kilkunastu stronach zaczyna zjadać własny ogon. Cady pokazuje tu niestety, że podobnie jak inni rysownicy, tak i on średnio radzi sobie z rozpisaniem własnej fabuły. Mamy tu więc irytujące, oklepane i rozwleczone wprowadzenie do świata przedstawionego, nudnych i jednowymiarowych jak na razie bohaterów, oklepane zawiązanie fabuły oraz twist fabularny rodem ze średniej jakości horrorów. Do tego rysunki Andrea Muttiego, stojące na jego zwyczajowym, średnim poziomie. Nie miałem wobec tego tytułu niemal żadnych oczekiwań, a twórcom i tak udało się mnie mocno rozczarować. Szacunek, niewielu to potrafi. Proponuję Wam unikać tego tytułu, jak i ja mam zamiar zrobić.

"Jook Joint #1" (Tee Franklin/Alitha Martinez)
Autorka "Bingo Love" tak mocno zaszła mi za skórę, że zdecydowałem się nie wspomóc swoimi pieniędzmi istnienia tego tytułu. Zatem bez oceny, a jeśli ktoś z Was skusił się na lekturę tegoż zeszytu, dajcie znać w komentarzach.

"Murder Falcon #1" (Daniel Warren Johnson)
To jest zdecydowanie najmocniej oczekiwany przeze mnie komiks października, chociaż muszę zarazem podkreślić, że "Extremity" Johnsona mnie do końca nie kupiło i ostatecznie zrezygnowałem z kupna wydania zbiorczego. Tym razem na pewno będzie inaczej, ponieważ już po przeczytaniu jedynki, "Murder Falcon" wskakuje na moją listę zakupów. Ziemia jest atakowana przez rozmaite monstra, zaś ludzkość bronić przybywa tytułowy bohater komiksu. Jednakże by mieć szanse w starciach, mocą heavy metalu musi napełniać go Jake - koleś, który dotąd nie miał w zasadzie celu w życiu. Johnson już wcześniej dał mi się poznać jako rewelacyjny rysownik, zaś tym razem dokłada on do tego także i zakręconą, ale w pozytywny sposób historię. Od "Extremity" odrzuciło mnie nieco stopień tego, jak mocno słowa autora rozjechały się względem produktu finalnego. Tutaj najprawdopodobniej nic takiego nie będzie miało miejsca. Komiks ten ma być luźną rozwałką z muzyką w tle i w tej kategorii sprawdza się znakomicie. Szczerze polecam.

Na dziś to wszystko, kolejna odsłona "Jedynek pod lupą" ukaże się 9 grudnia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz