Powstawanie kolejnych odsłon serii ”Rat Queens” to materiał na solidny dreszczowiec. Przypomnijmy po kolei: najpierw rysownik Roc Upchurch zostaje aresztowany za przemoc domową i skazany prawomocnym wyrokiem są. W jego miejsce wskakuje Stjepan Sejic, który rezygnuje po raptem czterech zeszytach ze względu na kontuzję pleców (notabene, nie wyleczył jej do dziś). Wiebe zatrudnia zatem debiutantkę Tess Fowler, która również rezygnuje po kilku odsłonach, oskarżając scenarzystę o to, że za wszelką cenę próbował utrudnić jej pracę nad komiksem i doprowadzić do powrotu Upchurcha. Wiebe decyduje się zamknąć serię na 16 numerze i zrelaunchować tytuł, który i tak był już mocno krytykowany za odbiegnięcie od tego, co było u podstaw serii. Nowe/stare ”Rat Queens” (czyli od tomu czwartego) ignoruje zatem wydarzenia z całego trzeciego tomu oraz pewne wątki z drugiego, ale z jakiegoś powodu zachowuje ciągłość numeracji. Nieważne. Tym razem do Wiebego dołącza Owen Gieni i wspólnymi siłami udaje się im wyprodukować aż piętnaście numerów serii, po czym scenarzysta ogłasza, że oddaje swój tytuł w ręce innych twórców, ponieważ czuje psychiczne wypalenie i przyznaje, iż w trakcie prac nad przygodami Szczurzych Królowych zmagał się z depresją. I właśnie w tym momencie jesteśmy właśnie z publikacjami od wydawnictwa Non Stop Comics. Przypomnę tylko, że ”Rat Queens” to teoretycznie cały czas, no cóż, komediowe fantasy mocno przesiąknięte klimatami papierowych RPGów.
Tym razem nasze Królowe postanawiają raz na zawsze zakończyć imprezowe życie i postawić swoje życie na nogi. Zwłaszcza po tym, jak wyszło na jaw iż Dee przypadkiem zmieniła całą rzeczywistość, co daje wszystkim jasno do zrozumienia, iż jej potęga trochę ją samą przerasta. Problem w tym, że spokojne życie jakoś nie lubi im towarzyszyć. Z wizytą do pań wpada Sadie – dawna członkini ekipy, dziś z lekko zmienionym wyglądem oraz propozycją jeszcze jednej, tym razem naprawdę niezbyt niebezpiecznej przygody. No cóż, tylko że może nie do końca jest to prawda i lada moment wesoła gromadka stanie przed kolejnym, bardzo ciężkim wyzwaniem. Zwłaszcza, że radzić sobie będą musiały bez Dee, która w sprawie swoich nowoodkrytych mocy musi zasięgnąć porady kogoś naprawdę kompetentnego, czyli najlepiej samych bogów.
W przeciwieństwie do chociażby poprzedniego tomu serii ”Rat Queens”, tutaj nie odnosiłem wrażenia, że scenarzyście się po prostu nie chce (co biorąc pod uwagę okoliczności, jakie potem wyszły na jaw, chyba nie było stwierdzeniem na wyrost). Fabuła tym razem ma ręce i nogi, a także znaleźć w niej można było co nieco polotu, który wydawać by się mogło, bezpowrotnie uleciał z tego tytułu już po tomie drugim. Wspomniana wcześniej Sadie okazała się fajnym dodatkiem do obsady, a i poziom humoru wrócił na swój wulgarny, ale satysfakcjonujący pułap. Także i rysunkowo jest całkiem dobrze, przez co spokojnie można powiedzieć, że w moich oczach ”Piekielny szlak” plasuje się na drugim miejscu spośród wszystkich opublikowanych dotąd części serii, ustępując oczywiście jedynie niedoścignionej ”jedynce”. Ale żeby nie było za słodziutko – o ile oczywiście lubię proste, rozrywkowe serie, tak ”Rat Queens” ogólnie rzecz ujmując w tej kategorii nie jest ani najlepsze, ani nawet jakieś szczególnie dobre. Dwa udane tomy na sześć, potężne zamieszanie w trakcie tworzenia oraz miękki reboot przeprowadzany dosłownie w rękach czytelników nie sprawią, że z czystym sumieniem będę polecać kupowanie tej serii.
Tom uzupełnia alternatywna historia ”Neon Static”, która przenosi główne bohaterki oraz całą Palisadę w cyberpunkowe realia. I tak na przykład Violet nie walczy już za pomocą miecza tylko karabinu, zaś Betty zamiast sprawnym kieszonkowcem jest równie utalentowaną hakerką i ich zadaniem jest zlokalizować tajemniczego osobnika, który szantażuje i okrada mieszkańców nowoczesnego miasta, jakim jest tu Palisada. Na pewno jest to ciekawy zeszyt pod kątem graficznym, ponieważ za rysunki odpowiedzialny był tu nie Owen Gieni lecz Will Kirkby, ale to w zasadzie tyle, co miałbym dobrego do powiedzenia o tym rozdziale. Wydaje się on być dorzucony na siłę i w przeciwieństwie do poprzednich one-shotów specjalnych, a więc poświęconych Bradze czy orkowi Dave’owi, ten zupełnie nic nie wnosi do tych właściwych przygód głównych bohaterek.
Zastanawiająca rzecz pojawia się niemal na samym końcu tomu. Otóż wydawnictwo Non Stop Comics zaprezentowało tam grafikę z okładkami sześciu wydanych dotąd tomów, które podpisało jako ”poznaj całą przygodę”, zaś nigdzie nie widać jakiegokolwiek śladu zapowiedzi tomu siódmego. Przypomnę, że w USA ukazał się zarówno takowy jak i ósmy, tyle tylko iż na stołku scenarzysty zasiadł już Ryan Ferrier (ten napisał już w karierze kilka fabuł, lecz ze świecą szukać wśród nich można czegoś, co można spokojnie polecić), który zresztą w ”Rat Queens” działał już od jakiegoś czasu, tyle że jako liternik.
Czyżby więc miałby to być ten totalnie pierwszy w dotychczasowej historii wydawnictwa Non Stop Comics niedokończony tytuł? Czas pokaże, jednakże w katalogu na resztę 2021 roku kolejnej odsłony coś nie widać.
Ach, no i jeszcze jedno – ten tom w przeciwieństwie do poprzednich, ma matową okładkę zamiast fajnej i dotąd stosowanej, czyli błyszczącej :(
"Rat Queens tom 6: Piekielny szlak" do kupienia między innymi w sklepie Non Stop Comics.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz